Są takie sesje zdjęciowe, w których nie zwraca się wielkiej uwagi na tło, plener i otoczenie, choćby były nie wiem, jak piękne, bo całą atencję skupiają na sobie jej uczestnicy, ich gesty, mowa ciała i emocje. Gosia i Artur są właśnie takimi osobami – pełnymi ciepła i wzajemnego zainteresowania i bardzo miło ogląda się ich galerię plenerową. Popatrzcie z resztą sami!
Po drugiej stronie obiektywu stanęła Marysia z Marifoto, która znakomicie uwieczniła liczne spojrzenia, uśmiechy i gesty. Cała sesja ma niezwykle romantyczny, odrobinę sielski i sensualny charakter. Gdy się jej przyglądam, mam wrażenie, że to esencja relacji, jakie są na co dzień pomiędzy jej uczestnikami. Takich spojrzeń i czułości nie da się pozować na siłę. ;)
Polne kwiaty i bardzo delikatna uroda Gosi to gotowy przepis na wspaniałe zdjęcia. Kropką nad „i” jest subtelny makijaż, delikatny kolor paznokci oraz luźne, jakby nieco niedbałe upięcie włosów no i oczywiście zwiewna i eteryczna suknia.
Czasami, gdy myśli się o sesji plenerowej, rozważa się jej urządzenie w bardzo wykwintnych, wyszukanych miejscach i to nic zdrożnego, bo takie sesje są cudowne, ale spójrzcie na te zdjęcia – czy gdyby wykonano je na tle pałacyku lub we wnętrzach pełnych przepychu, to czy byłyby równie mocno wypełnione emocjami, ciepłem i naturalnością?
W tych kadrach wszystko jest bardzo delikatne, miękkie i pudrowe (nawet pazurki) :)
Plener w takiej, a nie innej, formie nie był przypadkowy. Marysia z Marifoto zdradziła, że już zaręczyny Artura i Gosi miały podobnie naturalny, sielski i sensualny charakter.
Nie mogę się oprzeć temu skojarzeniu, ale patrząc na te zdjęcia od razu przypomina mi się „W malinowym chruśniaku” Bolesława Leśmiana i ten sam, gorący i intymny nastrój…
Większość kadrów w tej sesji jest pełnych bliskości i czułości, a każdy z nich jest idealnie wysmakowany.
To sesja, która z pozoru wygląda zwyczajnie – łąka, drzewa, młodzi i zakochani w sobie ludzie, ale patrząc na te zdjęcia dokładniej, można dostrzec, jak są dopracowane i jak świetną całość tworzą, a poza tym to właśnie zwyczajność, naturalność i codzienność są czymś autentycznym i godnym uwiecznienia.
Detale – nauczyliśmy się je doceniać w otoczeniu. Już od dłuższego czasu można zaobserwować ten trend w fotografii, ale też wystroju wnętrz i modzie – skupienie się na drobiazgach, które dopełniają całość. Tak samo tutaj – samosiejki i polne roślinki mogłyby pozostać niezauważone, ale czujne oko i obiektyw zatrzymały ich obraz na dłużej.
Koronki w niemal wiktoriańskim stylu są, paradoksalnie, wprost idealne na tle sielskiej łąki i zachodzącego słońca.
Wieczorny luz, rozpuszczone włosy, rozchełstana koszula i mnóstwo świec, a w tle groźnie wyglądające kłęby chmur, które za chwilę znikną w mroku.
Zrobiło się wręcz magicznie, jakby zaraz Gosia i Artur mieli zamiar zacząć wywoływać duchy ;)
Co było dalej? Nie wiadomo, ;) ale jedno jest pewne – to prawdziwie naturalna, sensualna i przyjemna sesja, w której nie dopatrzymy się udawania, sztucznych póz i wymuszonych gestów. To prawdziwa esencja i crème de la crème z uczuć, spojrzeń i emocji – aż przyjemnie popatrzeć.
Makijaż: Gosia
4 komentarze
Maria De
3 grudzień, 2017 o 21:03Ale romantycznie ❤️
3 grudzień, 2017 o 19:50<3
3 grudzień, 2017 o 19:40Obejrzałam z ciekawością. Plener napewno nie przypadkowy ,bo te łany firletki stanowią równoległy z młodymi temat .Sensualnie ,że hej!
3 grudzień, 2017 o 13:32